いらっしゃいませ!Look, how many amazing Japanese things we have here! =(^_^)=

November 08, 2011

Kōn potāju, czyli kukurydziana zupa potage


"コーン ポタージュ", czyli "kōn potāju" zapisane katakaną to nic innego jak zapożyczone z angielskiego "corn potage soup" w japońskim zapisie. Tym razem więc mniej słodko, a bardziej przekąskowo, w klimacie dań ekspresowych prosto z Japonii.

November 01, 2011

Lotte パイの実 Chocolate Pie


Lotte to jedna z moich ulubionych japońskich firm. Zyskała moją sympatię nie tyle dzięki dobrym produktom (spróbowałam póki co stosunkowo niewiele japońskich rzeczy), co dzięki barwnej kampanii reklamowej. TV commercials, kolorowe strony, specjalne sesje ze słodyczami... to tylko niektóre z metod, którymi Lotte próbuje zachęcić do spróbowania swoich produktów.

September 19, 2011

Tydzień azjatycki

Na dobry początek tygodnia - notka o kucharzeniu. Zdjęcia robione przez około dwa tygodnie, a notka specjalnie dla pewnej dziewczyny, która sama nie miała odwagi spróbować, a cytuję: "chętnie by o czymś takim przeczytała". ;)

Tak więc od początku: ostatnio był tydzień azjatycki w Lidlu. Roiło się od wszelakich produktów firmy Vitasia, Wu. więc postanowiła wybrać się z Cinkiem i... wynieść pół sklepu. Hihi, ludzie dziwnie się na nas patrzyli przy kasie, ale zrobiliśmy sobie "mały" zapas na najbliższe dni i systematycznie wyjadaliśmy kolejne produkty. ^^

September 13, 2011

Kasugai piichi gumi, czyli brzoskwiniowe żelki

Niedługo po Sutoroberi~ gumi (truskawkowych żelkach) nadszedł czas na Piichi gumi, czyli żelki tej samej firmy o smaku brzoskwiniowym. ピーチ (piichi) to po prostu zjapońszczone angielskie "peach". グミ (gumi) = żelki. 


September 05, 2011

Kasugai coffee candy


Dziś o karmelkach, które tak mi się spodobały, że aż zafundowałam im małą sesję w domowym mini-studio. ^^ Mowa o kawowych karmelkach firmy Kasugai.

September 04, 2011

Gumy balonowe firmy Coris (Korisu)

 After Makurawa grape gum I was disaffected to ...

Po winogronowych gumach Marukawa byłam już nieco zrażona do rzekomej "balonowości" gum. Postanowiłam jednak spróbować ponownie, tym razem z firmą Coris (Korisu - コリス). 


Na opakowaniu widnieje napis そのまんまソーダ (Sono manma sōda) oznaczający w dobitnie dosłownym tłumaczeniu "Po prostu soda" - soda w sensie "woda sodowa". Pod spodem widzimy wzmiankę フーセンガム (fuusen gamu), czyli guma balonowa. Tył opakowania pokazuje nam budowę pojedynczej kuleczki (trochę przypomina mi to schemat budowy planety z podręcznika od geografii, ale ćśś). Niebieska część (guma) jest opisana やれらかガム (yare-ra ka gamu), natomiast żółta część (nadzienie) - とろーりしもンペースト (toro ̄ri shimo npēsuto).   


Gumy nie wyglądają specjalnie zachęcająco, nie przypominają też kulek na opakowaniu. To dla mnie duży minus, Japończycy słyną przecież z perfekcji. W smaku gumy te przypominają gumy balonowe, które pamiętam z dzieciństwa - kupowane za kilkadziesiąt groszy w osiedlowym spożywczaku. No dobra, może troszkę lepsze. ;) Nadzienie jest całkiem dobre, jednak mimo to smak ekspresowo się wyżuwa, co było odwiecznym problemem gum balonowych. Ale warto zauważyć, że tytuł "guma balonowa" produktowi firmy Coris (コリス) się zdecydowanie należy - z jednej kulki można robić sporej wielkości balony - oto dowód:


Jeżeli chodzi o ocenę - gumy te dostają ode mnie mocne 4, Cinek dał im zaledwie 3. Ciekawe, czy komuś udało się zrobić gumę balonową, której smak nie umyka po kilku ugryzieniach?

August 31, 2011

Winogronowe gumy Marukawa


マルカワ グレープ マーブルフーセンガム napisane na opakowaniu czyta się: Marukawa gureepu maaburifuusengamu. Marukawa (マルカワ) to nazwa japońskiej firmy produkującej słodyczne, gureepu (グレープ) to nic innego jak zjapońszczone angielskie "grape" czyli winogrono, a   maaburifuusengamu? No właśnie, tu zaczął się mój problem z rozszyfrowywaniem opakowania. Po kilku minutach poszukiwania w sieci doszukałam się, że maaburi (マーブル) to marmur, a fuusen gamu (フーセンガム)  to po prostu guma balonowa.


Po otwarciu opakowania zaskakuje mnie miły zapach... winogron! I to nie tych sklepowych, nie soku winogronowego, ale prawdziwych winogron jak z domowej uprawy, takich jak w tle powyższych zdjęć. U nas nigdzie nie mogłam kupić TAKICH winogron, a co dopiero rzeczy o takim smaku... 


Kuleczki są twarde z wierzchu, miękkie w środku i bardzo smaczne. Naprawdę smakują jak te winogrona! Wystarczy jednak ugryźć kilka razy, by smak w cudowny sposób zniknął, a i balonów się z tej gumy zrobić mi nie udało mimo że to przecież guma "balonowa".

August 26, 2011

Medetai Anko Sand


Dziś z wielkiego pudła z japońskimi słodyczami wyjęłam paczkę przedstawioną na powyższych zdjęciach. Chrupiące ciasteczka-rybki o smaku... fasolki azuki w formie anko. Fasolka ta w postaci słodkiej pasty dodawana jest do wielu japońskich słodyczy jako zdrowsza alternatywa dla czekolady.

Sama zakupiłam niedawno torbę tejże fasolki. Przyrządzenie pasty nie jest ponoć trudne, ale pojawił się problem... jak ta pasta w zasadzie powinna smakować? Nie miałam pojęcia. Dlatego zdecydowałam się na spałaszowanie paczki właśnie tychże ciastek.


Pierwsze wrażenie? Pozytywne. W paczce znajduje się osiem osobno pakowanych ciasteczek w praktycznym, plastikowym pudełku. Opakowanie jest estetyczne, wszystko do siebie pasuje i ładnie współgra - bez wątpienia wywołało to uśmiech na mojej twarzy. Z opakowania nie wydobywa się żaden szczególny zapach, jest po prostu estetycznie.


Ciasteczko miało wyglądać jak rybka, kształt jest jednak nie taki oczywisty do zidentyfikowania. Patrząc po zdjęciu na opakowaniu spodziewałam się też innej konsystencji nadzienia. Ciastko ładnie pachnie, jednak nie jest to dobry przykład japońskiej perfekcji, jeżeli o formę chodzi.


W smaku ciastka są... dobre. Bardzo dobre. Może nie wyśmienite, ale bardzo dobre. Trudno mi było je ocenić biorąc pod uwagę, że słodka fasolka jako nadzienie smakuje dla mnie dosyć... egzotycznie.

August 12, 2011

Kasugai sutoroberi~ gumi, czyli truskawkowe żelki.


Sutoroberi~ gumi (ストロベリーグミ) to nic innego jak strawberry gummy, czyli po prostu truskawkowe żelki. Pierwsze, co przykuło moją uwagę, to prześliczne opakowanie. Truskawki, truskawki i jeszcze raz truskawki - bardzo ładnie to musi wyglądać na sklepowej półce, gdy obok siebie stoją różne smaki w opakowaniach według tego wzoru. Od razu wiadomo, czego możemy się spodziewać.

Kolejnym plusem jest anglojęzyczna wiadomość od producenta: "Żelki truskawkowe Kasugai, wyprodukowane ze świeżego soku truskawkowego, są bardzo smaczne. Proszę, ciesz się czasem z tymi truskawkowymi żelkami." Dlaczego plusem? "Proszę, ciesz się czasem" ("Please, have a fun time") brzmi dla mnie jak proste, polskie "smacznego" w bardziej oficjalnej formie. A komu nie robi się miło, gdy sam producent życzy mu smacznego?


Otwieram paczkę, czar nie pryska. W powietrzu unosi się truskawkowa woń, z opakowania wysypują się osobno pakowane żelki w różowych "ubrankach" z przeuroczą truskawką. Uwielbiam osobno pakowane słodycze - nie tracą smaku, zapachu i nie kleją się ze sobą. Kolejny plus - żelek jest dużo - całe 140g, czyli 27-28 żelek po 5g. Taka ilość spokojnie wystarczy na całkiem spory "słodyczowy głód".


O samych żelkach mogę powiedzieć tyle - nie zawiedzie się ten, który zaufał zapewnieniom producenta, że są pyszne i soczyste. Są  i pyszne i soczyste, choć bardziej przypominają galaretkę, niż żelkę w europejskim tego słowa znaczeniu. Nie żeby była to wada, ale przez to bardzo szybko znikają i można zjeść ich naprawdę dużo, ciągle nie mając dosyć. ^^

Żelki nie są za słodkie, nie są jednak kwaśne. Są słodzone sorbitolem, co dla mnie także jest niewątpliwą zaletą. W porównaniu do naszych truskawkowych słodyczy nie zawierają one także nadmiaru zbędnej chemii, co się niewątpliwie chwali. Ku ich czci zrobiłam nawet skromnego gifa :)


Czas na ocenę. W ostatnio wprowadzonej przeze mnie skali 10-gwiazdkowej,   Sutoroberi~ gumi firmy Kasugai otrzymują dobrze zasłużone 7. 

August 10, 2011

Kasugai wasabi guriin mame - groszek wasabi


Dzisiaj co nieco o wasabi guriin mame (わさびグリン豆), czyli zielonej fasolce/groszku wasabi. Można ją zakupić w sklepie internetowym. Zaciekawiła mnie jedna nieścisłość między groszkiem, a fasolką. Sklep Kokoro nazwał produkt "Groszek Wasabi", ponadto angielskie pea oznacza przecież groch, natomiast słowniki  tłumaczą mi znak kanji 豆  na opakowaniu jako mame, czyli fasolkę. Wyszukując 豆 w wikipedii także trafimy na stronę fasoli. Mimo usilnych poszukiwań nie udało mi się rozwikłać tego detalu, jeżeli ktoś to rozszyfruje, to prosiłabym o oświecenie. ;)


Produktem jestem pozytywnie zaskoczona. Po pierwsze, rzadko się zdarza, by coś wyglądało dokładnie tak, jak na opakowaniu - w tym wypadku tak jest. Po drugie, wasabi nie dominuje smaku prażonego groszku (czy też fasolki), rzekłabym nawet, że jak na japońskie standardy to przekąska jest mało ostra. Poza tym jest bardzo chrupiąca, przez co robi godną konkurencję dla orzeszków, czy chrupek w trakcie oglądania filmu. ;)

Podobny produkt dostępny na polskim rynku to orzeszki w otoczce wasabi (Lorenz). Jeżeli miałabym jakoś porównać smak obu przekąsek, to ta z Lorenza jest dużo ostrzejsza. Jednak tutaj nie mamy orzeszków do złagodzenia smaku, więc rachunek wychodzi nam podobnie.

--

Jak pewnie zauważyliście można polubić mojego bloga na facebooku. Jeżeli podobają Ci się efekty mojej pracy, to zachęcam do klikania w "lubię to" - z każdym kliknięciem robi mi się naprawdę bardzo miło i mam jeszcze większą motywację do dalszej pracy. :) Dziękuję! ;3

August 09, 2011

Nigi nigi Osushiya-san - sushi... z żelek


Hiraganowe "Nigi nigi O-sushiya-san" to pierwsze, co rzuca nam się w oczy po zobaczeniu opakowania. Sympatyczna postać krzyczy do nas: "Hei! Omachi!". Zaciekawiła mnie w tym okrzyku jedna rzecz - mały znaczek "tsu" na końcu zdania. W środku podwaja on spółgłoskę, co jednak, gdy znajduje się na końcu? Z pomocą przyszło mi forum Konnichiwa. Małe tsu na końcu używane jest we wszelkiej maści okrzykach i to zabieg mający na celu "ucięcie" głoski, podkreślenie okrzyku - poza tym nie ma znaczenia.


No ale wracając do samych słodkości - dzisiaj o żelkowym sushi. Na opakowaniu mamy pokazane kształty, jakich możemy się spodziewać wewnątrz opakowania:
Maguro (マグロ) - tuńczyk
Ikura (イクラ) - ikra łososia
Akagai (アカガイ) - rodzaj rzadko występującej czerwonej małży
Ebi (エビ) - krewetka
Ika (イカ) - kałamarnica
Tako (タコ) - ośmiornica
Tamago (タマゴ) - jajko.
    Żelki są w trzech smakach:
Piichi (ピーチ) - brzoskwiniowy
Orenżi (オレンジ) - pomarańczowy
Sakuranbo (さくらんぼ) - wiśniowy.



Opakowanie otwierałam z dziecięcą ciekawością. Zaraz po otwarciu pozytywnie zaskoczył mnie intensywny, owocowy smak żelek. Po wyjęciu żelek z paczki zabrałam się za składanie sushi wg instrukcji na opakowaniu (z przodu na dole lub z tyłu na niebieskim pasku). ^^



Chciałam zwrócić uwagę jeszcze na jedną rzecz. Żelkowe sushi są naprawdę malutkie, co widać na poniższym zdjęciu. Zrobiłam makro, na którym widać mój paznokieć, opuszek palca wskazującego i dwie połączone już żelki.


Ciekawy pomysł na żelki, prawda? Myślę, że taki produkt to prawdziwa gratka nie tylko dla dzieci, ale też dla wszystkich osób lubiących zjeść żelki w inny sposób, niż w postaci klasycznych "miśków" lub "wężyków". Szkoda, że nie miałam takich słodyczy, gdy byłam mała - na pewno zabawa w "dom" lub "kuchnię" byłaby z nimi o niebo ciekawsza, a i mogłabym nakarmić członków rodziny skromną przekąską. ^^ Patrząc na niektóre japońskie produkty dochodzę do wniosku, że naszym producentom czasami brakuje odrobiny dziecięcej wyobraźni. ;)

August 07, 2011

Japońskie słodycze w "Nichijou"

Pamiętacie notki o karmelkach o smaku matcha firmy Morinaga i przekąsce Bebiisutaa, czyli Baby Stars? Ostatnio spotkała mnie bardzo miła niespodzianka, gdy Cinek pokazał mi fragmenty anime "Nichijou" z honorowym udziałem słodyczy, których opakowania jeszcze nie tak dawno rozszyfrowywałam na blogu. Postanowiłam więc podzielić się z wami screenami i małym bonusem. ;) Karmelki firmy Morinaga na screenach są wprawdzie o smaku mlecznym, ale to ta sama seria w ślicznych kartonikach ^^





A czym jest obiecany bonus? Każdy z Was pewnie kojarzy znane (i lubiane ^^) u nas Snickersy. W Nichijou także nie mogło ich zabraknąć. :) Samo anime też ponoć godne polecenia, ale sama się na ten temat nie wypowiem, bo oglądałam raptem jeden epizod (chociaż i tak zdążyłam się pośmiać).


Jakie są wasze ulubione słodycze (niekoniecznie japońskie)? :)
  
Podziękowania dla Cinka za wyszukanie ciekawostki i przesłanie mi screenów. ^^

August 05, 2011

Matcha latte - smak mojego małego raju


Jeżeli kiedyś trafię do nieba, raju czy czegokolwiek na ten kształt, to na pewno będą tam podawać matchę we wszelkich postaciach. Nie wiem czy zwróciliście uwagę w poście o sushi w diecie dr Pierre Dukana, czym popijaliśmy smakołyki - tajemniczy napój w kolorze pistacjowym podawany w krzaczastych czarkach... co to może być? 


"Green tea - Letnie orzeźwienie" to nazwa czegoś, co udało mi się zakupić podczas pobytu w Krakowie. Poszukałam jednak u źródła - wyłącznego importera - i pyszności o których napiszę za chwilę można zakupić na ich stronie.

Opakowanie tego cuda zawiera 150g matchy wraz z cukrem gronowym. Matcha jest japońską ceremonialną zieloną herbatą, jest zatem dosyć droga, najtańsza jaką znalazłam była w cenie 54zł za 100g. Cena 22zł za 150g mieszanki, która samej matchy zawiera całkiem sporo, nie jest więc wygórowana.


Mieszankę można spokojnie zalewać i wodą i mlekiem w każdej temperaturze. W połączeniu z wodą zyskuje ona intensywny smak samej matchy, natomiast z mlekiem staje się aksamitna i nieco delikatniejsza. Osobiście wolę wersję matcha latte, jaką wypiłam zresztą w krakowskiej herbaciarni - ciekawa jestem, jak będzie smakowała w zimie, kiedy ciepłe mleko będzie jeszcze dodatkowo spienione. *-*

Uwielbiam intensywnie zielony kolor tej herbaty. Z mlekiem staje się on bardziej pistacjowy, porównywalny do koloru mleka kokosowo-pistacjowego firmy Muller (tak nawiasem - pychota!).

P.S. Krzaczaste czarko-kubki z motywem kwiatowym także zakupiłam w krakowskiej "Czarce". ;)

June 21, 2011

Bebiisutaa, czyli Baby Stars


Dzisiaj o przekąskach, które kupiłam na Ecchiconie 2010 i niestety (a może na szczęście... byłyby przeterminowane) nie dotrwały do dzisiejszej sesji, więc zajęłam się wyłącznie opakowaniami. ^^
     Tym razem obyło się bez baronów i chłopięcych karmelków: katakanowe bebiisutaa na górze każdego z opakowań zaprowadziło mnie prosto do wikipedii, która odpowiedziała: Baby Star Crispy Noodle Snack. Czyli na nasze: bejbistarowa chrupiąca makaronowa przekąska (oczywiście coś co po angielsku ma sens, po polsk(iem)u brzmi idiotycznie). ^^


 Pierwsze z opakowań. Od góry: czarny napis "bebiisutaa", niżej czerwone "raamen otsumami", jeszcze niżej czarne "raamen & piina..." i dwa uśmieszki (po rozszyfrowaniu uśmieszki jawiły się być małym tsu i zwykłym tsu, co dało "piinattsu"). ^^' 
     "Bebiisutaa", to zjapońszczone "baby stars", "raamen" to japońskie danie (w tym wypadku smak przekąski), "otsumami" to po prostu przekąska do piwa, a "raamen & piinatsu" to wspomniane wcześniej danie i zjapońszczone "peanuts", czyli po prostu orzeszki.

Cóż mówi tajemnicza fokopanda? "Metsuchiya umaigana". Według google translate: pumpkin flashing with a good. Dynia świecąca dobrem? Dynia świecąca z bogiem + dodatkowe o? Zgłupiałam. Wyrażenie "めつちやうまいがな" wpisane w translator w całości daje nam "pumpkin is good for flashing" (tłumaczę na angielski, bo od polskich tłumaczeń zapowietrzam się ze śmiechu: "dynia jest dobry do flashowania" - epic ^^'). Jeszcze bardziej zgłupiałam. A może ta foka już tak się spiła trzymanym w ręku piwem, że majaczy?... A może mam się bać właściwości halucynogennych owego produktu? Nie rozumiem, co ona do mnie mówi, choć wyraża się prosto - sylabiczną hiraganą.


Jak przystało na japońskie opakowanie - diabeł tkwi w szczegółach. Nawet malutkie (3x5mm) opakowanie, które lewituje obok owej pandofoki/fokopandy jest podpisane "raamen otsumami".


Czas na tylnią stronę opakowania, które postanowiłam posadzić sobie na balkonie. ^^' Można doszukać się znaczka recyklingu, daty ważności, telefonu, jakichś godzin i zawartości odżywczej: 124kcal, 3,2g tanpakushitsu (białka), 167g natoriwumu (sodu) i "parę" niezidentyfikowanych jeszcze składników.


Drugie opakowanie. "Babiisutaa raamen" - czyli bejbistarsowe ramen. W kółku poniżej nazwy produktu mamy pięć poziomych kresek oznaczających po prostu "mini". Biały napis na czerwonym tle to "chikin", czyli... zjapońszczony "chicken" (kurczak). Czyli mamy mini przekąskę o smaku ramen-kurczakowym.
     Jak to Wu. ma w zwyczaju - nie mogła przejść obojętnie obok wszystkich krzaczków dookoła głównej nazwy. Najpierw jej uwagę przykuł lewy górny róg. Czarne "tatsupuri, tanoshii" (wg translatora: "pri idzie, zabawa - tylko czymże jest owo tajemnicze "pri"?) i na czerwonym tle: "oyatsu kanpanii", czyli po prostu zjapońszczone "oyatsu company" - nazwa producenta, firmy Oyatsu.
     Co z pionowym napisem po prawej stronie? "Tsumande paritsuporitsu men sunatsuku". "Men" to makaron, "tsuman" to szczypta, a reszta - nie mam pojęcia.
      Na dole opakowania: "Bebiichan ki(małe ya)npuchi(małe e)a", czyli "Bebiichan kyanpu..." coś. Translator mówi "campus chair", czyli po prostu wysokie krzesło. Na czerwonym tle: "purezento", czyli prezent. Na białym tle widać jeszcze "2" i "6,000". Czyżby dawali krzesło w prezencie np. za 6,000 opakowań? Emm...


Czas na dwa małe napisy, które mnie zaciekawiły. Pierwszy - nad prostokątem w dolnej części przodu opakowania to Bei-chan, czyli po prostu imię dzieciaka na opakowaniu - tak mi się wydaje. 


*krzak* *krzak* *partykuła "wa"* imeeji desu. Czyli coś tam jest obrazem... Wymyśliliśmy, że może to być propozycja podania, ale ile w tym prawdy? Kto wie...


Tył, czyli klasycznie: zrozumieć da się znaczek recyklingu, telefon, godziny i zawartość odżywczą (112kcal, 2.0g tanpakushitsu, 244mg natoriwumu). Teraz jednak zaciekawił mnie też niebieski napis. "Itsumo tanoshii purezento" - zawsze ciekawy prezent. Ciekawe, czy ma się to jakoś do drobnych upominków, które dają sobie japończycy (ciasteczka, przekąski...).


Ciąg dalszy informacji o prezentowych krzesłach na tyle opakowania, a tak przy okazji dowiadujemy się, że dzieciak-dziewczynka to Bii-chan. Czyli mamy sympatyczną parkę - Bei-chana i Bii-chana.


No i oczywiście, jak to Wu.siowate zboczenia mają do siebie, komponowanie scenerii dla krzaczkowatych opakowań nie mogło się obyć bez fotografowania cudów natury na balkonie:




Podziękowania dla Cinka za pomoc w rozszyfrowywaniu opakowań. ^^