いらっしゃいませ!Look, how many amazing Japanese things we have here! =(^_^)=

September 19, 2011

Tydzień azjatycki

Na dobry początek tygodnia - notka o kucharzeniu. Zdjęcia robione przez około dwa tygodnie, a notka specjalnie dla pewnej dziewczyny, która sama nie miała odwagi spróbować, a cytuję: "chętnie by o czymś takim przeczytała". ;)

Tak więc od początku: ostatnio był tydzień azjatycki w Lidlu. Roiło się od wszelakich produktów firmy Vitasia, Wu. więc postanowiła wybrać się z Cinkiem i... wynieść pół sklepu. Hihi, ludzie dziwnie się na nas patrzyli przy kasie, ale zrobiliśmy sobie "mały" zapas na najbliższe dni i systematycznie wyjadaliśmy kolejne produkty. ^^




Na pierwszy ogień poszła zupka z chili o smaku trawy cytrynowej. Mimo że w papryczkowej skali ostrości na opakowaniu dostała 4/4, nie spodziewaliśmy się zbyt ostrego dania przyzwyczajeni do naszych standardów, jeżeli o "ostre" zupki chińskie chodzi. I taka rada na przyszłość - jeżeli chodzi o produkty firmy Vitasia NIGDY, ale to PRZENIGDY nie ignorujcie papryczkowej skali ostrości... zupka była diabelnie ostra. Z czasem ostrość ustępowała miejsca nucie trawy cytrynowej i szczerze mówiąc żałuję, że nie znalazłam tej zupki jeszcze w żadnym sklepie (oprócz tygodnia azjatyckiego w Lidlu) - pycha.


Na drugi ogień poszły trzy warianty makaronu smażonego - z kurczakiem, z kaczką i z warzywami. Co ciekawe, wszystkie trzy warianty niewiele różniły się od siebie smakiem. Danie mało pożywne, tłuste (zamiast deklarowanej łyżki oleju trzeba było dać dużo więcej, bo makaron przywierał do patelni straszliwie - nawet teflonowej). Jedynymi jego zaleta mi były cena no i ekspresowe przygotowanie - mimo to wątpię, bym kiedyś jeszcze się skusiła.

Z jednego opakowania otrzymujemy dwie takie porcje.

Teraz co nieco o daniach ekspresowych "Thai noodles". To chyba był mój największy zawód w całej serii Vitasia. Dania przygotowuje się w pudełku, po czym wstawia do mikrofalówki. Makaron jest okropny, niewygodnie się miesza całe danie w tym pudełku, smak nie zachwyca. Cena niezbyt wysoka, ale też nie najniższa - moim zdaniem zdecydowanie nieadekwatna do jakości.

Z jednego opakowania otrzymujemy jedną taką porcję.

I na koniec - wisienka na torcie. Danie absolutnie GENIALNE, w które przy najbliższej okazji chętnie zaopatrzę się w nie jeszcze raz. Występuje w dwóch wariantach - Nasi Goreng (z ryżem) i Bami Goreng (z makaronem). Oba warianty smakują fenomenalnie, aczkolwiek wolę wersję z ryżem. ;)

Goreng to tradycyjne danie kuchni malajskiej i indonezyjskiej. Nigdy wcześniej go nie próbowałam ze względu na egzotykę potrzebnych do niego przypraw. Tutaj jednak, w daniu ekspresowym, zastosowano moją ulubioną metodę - składniki wymagające jakości i świeżości kupujemy sobie sami (w tym wypadku wybrany przez nas rodzaj mięsa), a przyprawy, marynatę do mięsa, sos i espresowy ryż dostajemy w opakowaniu wraz z instrukcją.


Zrobienie całego dania zajmuje nam około 20 minut. W tym czasie mamy SYTĄ i stosunkowo opłacalną cenowo porcję pysznego dania. Ryż z mięsem, do tego sos orzechowy (!) i prażona cebulka - ja byłam daniem absolutnie zachwycona, w życiu nie jadłam czegoś tak pysznego. Szczególnie urzekł mnie sos arachidowy - niby znany smak, ale w zupełnie nowej odsłonie.

  Z jednego opakowania otrzymujemy dwie takie porcje (z wyjątkiem sosu i cebulki).  

Co nieco o produktach, których jeszcze nie opisałam w notce, tym razem bez zdjęć:
1. Chipsy krabowe - delikatne chrupki o ledwo wyczuwalnym krabowym posmaku, rozpływające się w ustach jak nasze prażynki.
2. Chipsy słodko-kwaśne - pyszne chipsy kukurydziane (!), twarde, syte, o smaku zbliżonym do Crunchipsów "Chakalaka".
3. Gotowe danie z puszki Chop Suey - więcej sosu, niż jakiejkolwiek zawartości, podane z domowym ryżem było bardzo dobre, jednak jest ono także drogie.
4. Bambus marynowany - gdy po kilku miesiącach chodzenia po marketach w poszukiwaniu bambusa, znalazłam takowego w Lidlu po 3zł/słoik, skakałam z radości. Pachnie jak gruszka, nie rozpada się na patelni - niedługo planuję go przetestować w jakiejś słodko-kwaśnej chińszczyźnie.
5. Sos sojowy w stylu japońskim - zaskakująco tani, o intensywnym smaku fermentowanej soi, nie jest przesadnie słony - do sushi będzie idealny. :) 


Tydzień azjatycki (który u mnie trwa już trzeci tydzień, zapasy starczyły na naprawdę długo ^^) chyli się ku końcowi z jednym, krótkim wnioskiem - zdecydowanie warto eksperymentować. :)

5 comments:

  1. uwielbiam azjatyckie dania makaronowe ;d kiedyś z żabce były pyszne ;D

    ReplyDelete
  2. ubóstwiam azjatycką kuchnie:)

    ReplyDelete
  3. Kiedyś muszę spróbować ;)

    ReplyDelete
  4. Również się obładowałam azjatyckim żarciem :3 i już wszystko zdążyłam zjeść. Doszłam do wniosku, że jestem mało wybredna, bo większość mi smakowała. Teraz poluję na sushi z Tesco ^-^
    Pozdrawiam !

    ReplyDelete
  5. wygląda apetycznie. :O

    ps. usunęłam niechcący bloga więc zapraszam ponownie do siebie i proszę o dodanie mnie znów do obserwowanych :) :*

    ReplyDelete