Każdy z Was zna zapewne słodkie bąboladki Aero firmy Nestlé. Czy słyszeliście jednak u nas o jakichkolwiek napowietrzanych czekoladkach o smaku pomarańczowym, herbacianym, jogurtowym, kawowym, czy miętowym? Natrafiła się okazja, więc postanowiłam skusić się na japońskie, oczywiście o smaku wielbionej przeze mnie matchy.
Do przewidzenia było, że połączenie czekolady (mniam) ze sproszkowaną zieloną herbatą (jeszcze większe mniam) mi się spodoba. Ale zanim przejdę do smaku...
Podoba mi się japońska tradycja pakowania wszystkiego pojedynczo. U nas też spotyka się to coraz częściej, co niesamowicie mnie cieszy. Nie trzeba zjadać wszystkiego naraz no i nie strach wyjść z paczką czekoladek w temperaturze wyższej, niż piętnaście stopni. "Pół-czekoladki" z Wedla, czy pakowane osobno mini-batoniki to coś fenomenalnego dla łasuchów, którzy jednak próbują zachować troszeczkę umiaru. ^^'
Nie podobało mi się jedynie otwarcie, ale to moje subiektywne odczucie. Podobnie jak np. w cukierkach Celebrations (mini-Snickersy, mini-Bounty itp.), żeby dorwać się do zawartości trzeba zniszczyć calutkie opakowanie. Więc idąc w ślady Nihongowego pedantyzmu, otwierałam wszystko nożyczkami, żeby ładnie prezentowało się w kolekcji.
Same czekoladki to (prawie) mistrzostwo. Czekolada mleczna się rozpływa, a bąboladka łaskocze po języku. Uwielbiam napowietrzaną czekoladę właśnie za to, że tak fajnie "strzela". Tak, i za to cudowne rozpływanie się, nyuu.
I teraz tajemnica notki - dlaczego "prawie"? Za mało herbaty! Wiem, że to latte i że dosyć intensywna w smaku matcha z założenia miała być tylko subtelnym dopełnieniem. Jednak jestem zbyt wielką fanką tego smaku, by zgadzać się na taką dyskryminację.
I coś dla osób, które lubią się bawić kodami QR (Quick Response). W ramach ciekawostki, kod ten został wynaleziony w 1994 przez - nikogo to pewnie nie dziwi - Japończyków. Poza "klasycznymi" zastosowaniami można kodować nim kanji (ok. 1817 w rozszerzonym module) oraz sylabariusze, przez co zyskał taką popularność w samej Japonii. I nie tylko: bardzo ułatwia sprawę, gdy się znaków zwyczajnie nie zna i nawet nie ma jak ich wyszukać w słowniku.
Na pierwszy rzut oka byłam przekonana, że to czekoladki o miętowym smaku, tymczasem zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona. Mniam, chętnie bym ich spróbowała! :)
ReplyDelete